Muzyka

20.08.2015

Chapter 7

*Diana's POV*

Jest końcówka ósmego miesiąca, a mój brzuch jest wielki jak beczka! Swoich nóg nie widzę, a krzyż boli mnie jak cholera. Czasami się ruszyć nie mogę, a jak już się ruszę to wszystko zaraz mnie zaczyna boleć. To ta radość z bycia w prawie dziewiątym miesiącu ciąży. Po prostu jest cudownie. Harry'emu nadal nie powiedziałam o nowym domu. Wszystko jest już tam gotowe. A co z moimi rodzicami? Wszyscy się dziwią jak to jest, że oni jeszcze nie wiedzą. To nawet zabawne, ale gdy chciałam im powiedzieć to się okazało, że wyjechali zwiedzać różne kraje i będą z powrotem za jakieś trzy tygodnie.


W każdym razie powiedziałam im w któryś dzień, żeby korzystali z życia, ponieważ mam na głowie teraz bardzo dużo spraw z nowym domem i, że nie będę mieć na nic innego czasu. To cud, że uwierzyli. Przynajmniej mam spokój w czasie ciąży i nie będę narażona na stres.
A z Nithael'em? Nie skontaktowałam się z nim ani razu. Wiem, że robię dobrze, bo przynajmniej izoluję od niego siebie, Harry'ego i Mike'a. A co do jego misternego planu w przyszłości, ja mam coś, co nareszcie go zniszczy. Raz na zawsze. Z Harry'm wszystko układa się jak najlepiej. Opiekuje się mną jak dzieckiem. Chyba przez to, że wczoraj powiedziałam mu, że termin porodu mam za tydzień. Od początku naszej znajomości się mną opiekował, bo jak to ujął: "To ja w tej rodzinie noszę spodnie, więc ja rządzę i się o ciebie troszczę". Obaliłam go tekstem, że ja też noszę spodnie i żeby szedł się utopić. Oczywiście mój debil zaczął się śmiać. Jemu nie przemówisz do rozsądku. No chyba, że w skrajnych przypadkach.
Wracając do mnie, czuje się jak waleń, który ma wieczne skórcze. Od początku ciąży, aż do teraz przybyło mi jakieś dziesięć kilo i teraz zaczną się diety i ćwiczenia. Nic mi się nie chce. Dosłownie nic. Postanowiłam zadzwonić do mojej mamy. Przynajmniej się dowiem, co u niej i u taty. Odblokowałam telefon, wybrałam jej numer i zadzwoniłam. Odebrała po dwóch sygnałach.

- Hej skarbie! Jak tam się ma moja córeczka?
- Hej mamo. A dobrze. Co u was?
- U nas super! Aktualnie jesteśmy we Francji. Później jedziemy do Irlandii i wracamy. Chciałam ci powiedzieć, że twoi dziadkowie chcą się z tobą zobaczyć.
- Wow, to ja mam babcię i dziadka?
- Tak, masz babcię i dziadka. Babcia ma na imię Amy, a dziadek Raum. Ja cię proszę, żebyś była miła. Nigdy się nie widzieliście i gdy się dowiedzieli, że już jesteś z nami to chcieli się spotkać. Powiedzieli, że mogą wpaść w każdej chwili. Musisz mi powiedzieć, czy teraz masz czas.
- Em... Jasne, mam, ale nic nie ma naszykowane, ani w ogóle nie byłam na coś takiego przygotowana!
- A tam! Zrozumieją Diana. Nie przejmuj się. To masz dziś czas?
- No mam...
- Świetnie! Wpadną za jakąś godzinę. Tak między nami. Amy i Raum są moimi rodzicami. Rodzice taty nie przeżyli bitwy i od jakichś pięciu lat nie żyją. Bądź wyrozumiała, jeśli coś.
- Jasne mamo. Będzie dobrze.
- Nawet nie wiesz, jak się ucieszyli, kiedy im powiedziałam, że odnalazłam moją córeczkę i syna. A jeśli chodzi o Gabriela, to spotkają się z nim w innym terminie. Dzisiaj chcą poświęcić czas tobie. Eh... Dobrze skarbie! Ja kończę, bo tata chce mnie gdzieś znów zaciągnąć. Swoją drogą jest lepiej na ziemi niż w niebie. Więcej atrakcji.
- Rozumiem cię doskonale. Bawcie się dobrze.
- Jasne, pa córciu!
- Pa mamo.

Rozłączyłam się i głośno westchnęłam. To się wkopałam. Dziadkowie będą za godzinę, a ja jestem w rozsypce.
- Dawaj Diana, podnosimy się. - Powiedziałam, po czym z trudem podciągnęłam się do góry. Uwierzcie, że moje nogi ledwo wytrzymują ten ciężar. Chyba za bardzo go spasłam. Cóż, urodzi się pulpecik. Od tamtej wizji nie miałam już żadnych i byłam wdzięczna losowi. Miałam dość zmartwień w czasie ciąży. Podeszłam do szafy i wygrzebałam jakieś ogrodniczki o rozmiarze, który ma jakieś piętnaście X i jeszcze jakąś białą bluzkę pod spód. Musiałam sobie nakupować różnych ciuchów dla ciężarnych, bo w moje się nie mieściłam. Następnie poszłam do łazienki, po czym wszystko na siebie włożyłam. Umalowałam się, rozczesałam włosy, a następnie wyszłam z łazienki. Candy podniosła łepek i zaczęła mnie obserwować. Spojrzałam się na nią i zawołałam gestem ręki.
- Mrs. Waleń idzie na spotkanie. Idziesz ze mną? - Zapytałam, a ta zaszczekała. Od razu ją uciszyłam, bo zaraz Harry tu przyleci. Ledwo doszłam do drzwi i je otworzyłam, a w progu stał Harry, który właśnie miał zrobić to samo, co ja.
- Gdzie się wybierasz? - Zapytał, a ja przewróciłam oczami.
- Na dół. Za niecałą godzinę przyjdą moi dziadkowie i muszę to ogarnąć. - Powiedziałam, a następnie przecisnęłam się w drzwiach i skierowałam się na dół. Harry mnie teraz będzie prześladować.
- Jak to: Dziadkowie. Nie wiedziałem, że masz dziadków.
- Uwierz, że jakieś dziesięć minut temu ja też nie wiedziałam.

Zeszłam na dół, a następnie poszłam do kuchni. Zaczęłam szykować jakieś ciastka. Poczułam obecność Harry'ego za moimi plecami.
- No, ale jak nie wiedziałaś! Kurde, a jak wygadają, że jesteś w ciąży? - Tutaj mnie zagiął. Zaprzestałam czynności, a następnie odwróciłam się do niego przodem.
- Harry, my już tego nie ukryjemy. Nie tym razem. I nie wiedziałam o nich tak samo, jak o moich rodzicach. Musimy to przeżyć. Będzie dobrze. Idź ogarnij trochę salon, a potem będziemy na nich czekać. - Powiedziałam, a on westchnął i opuścił kuchnię. Miałam dylemat. Prosić ich o to, żeby się nie wygadali, czy też zostawić to tak jak jest. Z jednej strony sama nawet nie wiem, jak zareagują. Bałam się troszkę. Poczułam, jak krzyż znów mnie zaczyna boleć. Usiadłam na stołku, a twarz schowałam w dłonie.
- Diana, to tylko tydzień. Poradzisz sobie... - Powiedziałam sama do siebie, a następnie spojrzałam na prawą dłoń, na której widniały dwa piękne pierścionki. Jeden dostałam od Harry'ego, gdy musiałam go zostawić, bo szłam na walkę. Drugi to ten zaręczynowy. Oba były piękne. Nigdy nie mam zamiaru ich zdjąć. Wyprostowałam się i poczułam jak w moim kręgosłupie odzywają się kości. 

Do kuchni wkroczył Harry. Widząc mnie w tym stanie uśmiechnął się radośnie. No sorry Harry, ale mi do śmiechu nie jest.
- Skarbie... Wytrzymasz to. Chodź, zaprowadzę cię do salonu, a sam wszystko naszykuje. - Wziął mnie na ręce, a ja wtuliłam się w jego szyję.
- Wiesz jak bardzo Cię kocham, prawda? - Zapytałam, a on złożył pocałunek na moim czole.
- Wiem kochanie. - Powiedział, a następnie położył mnie na sofie. Sama nie wiem ile tak leżałam, ale urwał mi się film. 

Obudził mnie dzwonek do drzwi. O nie. To dziadkowie... Zerwałam się szybko do pozycji siedzącej, a po chwili usłyszałam jak Harry otwiera drzwi.
- Dzień dobry chłopcze. Czy mieszka tu może Diana Farris? - Zapytała kobieta. Typowy głos staruszki. Uśmiechnęłam się na tę myśl.
- Naturalnie. Jestem Harry Styles, jej narzeczony. - Powiedział, a ja w myślach tańczyłam tango. 
- Nie spodziewaliśmy się tego! Miło Cię poznać! - Powiedział mój dziadek, a ja z trudem wstałam z sofy i poszłam w stronę przedpokoju, po czym stanęłam w progu. 
- Rozumiem, zapraszam do środka. - Wtedy Harry przepuścił ich w drzwiach i mogłam ich zobaczyć. Oboje byli bardzo do mojej mamy podobni. No i wcale nie byli tacy starzy. Mogła spokojnie u nich nadchodzić 60-siątka. Właśnie wtedy mnie zauważyli. Pierwsze na co spojrzeli to była moja twarz, druga - brzuch. Komfort zapewniony na sto jeden procent. Sarkazm jest wszędzie.
- Diana? - Kobieta wypowiedziała moje imię, więc od razu się na nią spojrzałam.
- Witam was. - Powiedziałam, a ona się uśmiechnęła.
- Skarbie... - Podeszła do mnie i wzięła mnie ostrożnie w ramiona. W jej ślady poszedł dziadek. Uśmiechnęłam się do nich i również delikatnie ich objęłam.
- Nie stójmy tu tak, chodźcie do salonu. - Z tymi słowami Harry podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i tam zaprowadził. Amy i Raum byli zaraz za nami. 

Harry po chwili przyniósł ciasta, herbatę i kawę, a następnie usiadł obok mnie. Nastała cisza. Nikt nic nie mówi. Speszyłam się przez to.
- Więc... Jesteś ojcem dziecka mojej małej Diany? - Zapytał dziadek, a Harry pokiwał zadowolony głową.
- Mój drugi skarb urodzi się prawdopodobnie za tydzień, przez co jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. - Powiedział, a oni się niezręcznie zaśmiali. Nie jestem pewna, czy mieli świadomość, że Harry jest całkowicie poinformowany o tym, kim jesteśmy.
- Nie krępujcie się z niczym. Harry wie o wszystkim. - Powiedziałam, a babcia pokiwała głową. 
- Skoro wiesz Harry... Czy wiecie, co się może urodzić? - Zapytał mnie Raum, a ja spojrzałam się na niego. Nic innego mnie nie obchodziło.
- No właśnie nie wiemy. A przynajmniej ja nie wiem. Z perspektywy lekarzy, gdy patrzyli na dziecko wyglądało ono normalnie. Podejrzewam, że urodzi się zdrowe i nie będzie żadnym wybrykiem natury jak to jest u upadłych... - Powiedziałam, a babcia znów pokiwała głową.
- Wiesz, że będziesz pierwszą anielicą, która obcowała z człowiekiem? Nikt nie wie co z tego wyjdzie. Tam na górze odchodzą od zmysłów. Istnieje taka pogłoska... - Babcia przerwała, a ja zmarszczyłam brwi. O co chodzi? - Istnieje taka pogłoska, że urodzi się pół anioł. A jeśli to będzie prawda to dwie najstarsze osoby z rodziny muszą oddać moc, jemu i ojcu, lub matce tego dziecka. W tym przypadku jest to Harry i ten maluch. - Powiedziała, a ja byłam w szoku. Harry chyba też, ale to on pierwszy się odezwał.
- Jak to "oddać moc"? - Był nawet gotów się zaśmiać myśląc, że to żart, ale dziadek zgromił go spojrzeniem.
- Normalnie, kochanie. Oddajemy moc, bo Księga Mądrości to przewidziała. Po tym prawdopodobnie będziemy zwykłymi ludźmi. - Babcia powiedziała, a ja nie wiedziałam, co z tego będzie.
- Babciu... - Kobieta zwróciła na mnie swoją uwagę, a dziadek razem z nią. - Czytałam kiedyś tę księgę. Nie było tam nic takiego. Nie było wątku, że macie kiedyś oddać moc naszemu synowi i Harry'emu. Nie rozumiem tego.
- Kochanie, my zbytnio też nie, ale zrobimy jak karzą. A tak poza tym, jak wam się układa? - Zapytała, a ja się niemrawo uśmiechnęłam. Harry przejął pałeczkę.
- Wspaniale. Jesteśmy na swoim, zaręczeni, w drodze dziecko, oboje szczęśliwi... Lepiej być nie może. - Uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki, a mnie zmiękło serce. Uśmiechnęłam się na jego widok, a następnie pocałowałam go w policzek. Moi dziadkowie widząc to bardzo się ucieszyli, a następnie złapali się radośnie za ręce.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszymy! - Powiedział Raum, a ja się wtuliłam w bok chłopaka. Złożył pocałunek na moim czole, przez co po moim ciele rozlało się ciepło.
- A tak jak już jesteśmy w temacie dziecka... Który to miesiąc? - Zapytała mnie babcia, a ja się uśmiechnęłam.
- Końcówka ósmego. Za tydzień mam poród. Mam nadzieję, że nie będzie to takie straszne... - Westchnęłam głośno, a babcia się zaśmiała.
- To zależy jak to zniesiesz. Za to efekt jest powalający, kiedy już będziesz trzymać malucha. Pamiętam, jak trzymałam twoją mamę. Moja radość była nie do opisania. Oczywiście twój dziadek stchórzył i bał się wejść do pokoju. W momencie, kiedy usłyszał płacz Serafiny to pobladł i zemdlał z wrażenia, a gdy mi to opowiadali to śmiechu nie było końca. Naśmiewałam się z twojego dziadka prawie pół roku. - Uśmiechnęła się rozbawiona, kiedy dziadek wyrzucił ręce w powietrze. Zaczęłam się śmiać.
- Amy! Jak możesz mnie tak zdradzać z takich sekretów! - Machnął ręką, a ja nie wytrzymywałam i coraz bardziej się śmiałam, a Harry ze mną. Nagle złapał mnie skurcz. Złapałam się za brzuch, a na mojej twarzy natychmiast pojawił się grymas.
- Skarbie? Co jest? - Zapytał Harry i natychmiast mnie przytulił. - Rodzisz? - Przestraszył się, a ja zacisnęłam zęby.
- Oczywiście, że nie rodzę! To tylko skurcze... - Wypaliłam, a on się uspokoił i zaczął głaskać mój brzuch.
- Skarbie, wszystko w porządku? - Zapytała babcia, a ja pokiwałam głową nadal czując dyskomfort. Jednak pod wpływem dotyku Harry'ego przestał być tak silny i powoli zanikał. Zdążyłam się już przez to spocić! Nienawidzę tych objawów. Skierowałam lekko głowę do Harry'ego, a ten ucałował moje czoło.
- Mam dosyć tej ciąży...
- Ach! Co ty gadasz! To to nic! Zobaczysz jak urodzisz. - Babcia mnie aktualnie dobiła.
- A zmieniając temat. Jak tam było u was? - Zapytałam, a oni się uśmiechnęli.
- Nawet nie wiesz jacy szczęśliwi byliśmy, kiedy się okazało, że Serafina i Beleth cię znaleźli, a raczej ty ich. - Zaśmiał się cicho dziadek, a ja pokiwałam głową, co miało też uspokoić całą mnie.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz chwili spokoju? Zawsze możemy przyjść później, albo jutro. - Babcia złapała mnie delikatnie za dłoń, a ja się uśmiechnęłam.
- Nie, jest w porządku, zostańcie. - Uśmiechnęłam się i tym sposobem dalej rozmawialiśmy.

~~~~~

Dziadkowie przed chwilą wyszli, a my zostaliśmy sami z Harry'm. Chłopak wrócił do mnie na sofę, po odprowadzeniu ich, a następnie położył się, a mnie kazał zrobić to samo, tylko z tym, żeby to on był moim materacem. Zgodziłam się, a następnie się na nim ułożyłam. Głowę wtuliłam w jego szyję, a on swoimi dłońmi gładził mój brzuch.
- Nie jestem ciężka? - To pytanie musiało mi wylecieć z ust, bo co, jeśli jestem ciężka? Boże mu być trudno tak leżeć...
- Nie jesteś skarbie. Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę. - Powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam. - A tak w temacie to on nie będzie jedyny. Będziemy mieli gromadkę... - Rozmarzył się, a moje oczy były wielkości piłki tenisowej. O nie.
- Czy ja mam na czole napisane: "Maszyna do robienia dzieci"? - Zapytałam, a on się na mnie spojrzał.
- No. - Uśmiechnął się szeroko, a ja strzeliłam focha. - No weź! Ale za to moją najukochańszą maszyną. A tak w ogóle to pomyśl tylko, co będziemy robić jak się mały urodzi... - Powiedział całując mnie po szyi, a ja zaczęłam się cicho śmiać. Nie powiedziałam mu o czymś.
- Harry... - Nie mogłam się przestać chichrać. - Bo... My w sumie mogliśmy to robić. Nie było na to zakazu... - Łzy radości poleciały po moich policzkach, kiedy śmiałam się w najlepsze. Mina Harry'ego była bezcenna.
- I ty mi to teraz mówisz?! - Powiedział z wyrzutem, a następnie oparł głowę o zagłówek, a ja się uśmiechnęłam i na niego spojrzałam. - Boże, a już dawno mógłbym się z tobą kochać! Jak urodzisz to cię chyba ze sto razy pod rząd przelecę... - Miał poważne spojrzenie, z czego mogę wywnioskować, że mówi jak będzie. Uśmiechnęłam się na tę myśl. W sumie, gdy teraz tak o tym myślę to mogę powiedzieć, że też mi go brakowało.
- Też bardzo za tobą tęsknię, ale to jeszcze tydzień skarbie. Musimy wytrzymać. Potem możesz się ze mną kochać co noc. - Wymruczałam mu do ucha, a następnie zaczęłam obdarzać pocałunkami jego szyję i miejsce za uchem. Uwielbia to jak nikt. Jego ręka powędrowała na mój brzuch, a on sam się uśmiechnął.
- Słyszysz mały? Twoja mama jest napalona! - Zaczęłam się chichrać, a on razem ze mną.
- Nie mów dziecku takich rzeczy! - Powiedziałam, a on z uśmiechem złączył nasze usta w pocałunku. Tylko tydzień Diana, wytrzymasz.


Przeczytałaś? >>> Skomentuj! :)
To duża motywacja!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko!!! :P
Mamy rozdział!!!
Jak myślicie? 
CO BĘDZIE W NASTĘPNYM??? :D

Byłam na wakacjach i specjalnie po przyjeździe dla was starałam się coś napisać! :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :3 Hehe

Pamiętajcie, że możecie wyrażać także swoje opinie pod:
#AngelicPL
Na Twitterze, lub w okienku po lewej stronie bloga! :)

Widzimy się w następnym kochane! <3

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział !
    Diana poznała swoich dziadków. Wydają się mili xD
    Co będzie w następnym?
    Hm... Myślę, że PORÓD !!!
    Mam nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji :)) Jestem ciekawa reakcji Hazzy. Ciekawe czy będzie się tak samo zachowywał jak dziadek Diany :D
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww jaki cuuudowny *-* poznala dziadkow supi a ta nowina z ta moca wow*-* uwielbiam ich takich slodkich i do tego ta koncowka smieszna i taka kochana mmmm*-* nie moge sie doczekac co dalej kochanie :** @nxd69

    OdpowiedzUsuń