*Harry's POV*
Siedziałem z Dianą w salonie.
- Dziwnie się czuję... - Wypaliła od niechcenia, a ja spojrzałem się na nią.
- W sensie? - Powiedziałem, a ta westchnęła. Widziałem, że była poddenerwowana, bo dzisiaj lub jutro miał być termin porodu.
- Nie wiem Harry, denerwujesz mnie. - Powiedziała, a ja się zaśmiałem. Po chwili stanęła na nogi i poszła do kuchni. Pilnowałem jej jak oka w głowie i nie mogłem pozwolić, by coś jej się stało.
- Dziwnie się czuję... - Wypaliła od niechcenia, a ja spojrzałem się na nią.
- W sensie? - Powiedziałem, a ta westchnęła. Widziałem, że była poddenerwowana, bo dzisiaj lub jutro miał być termin porodu.
- Nie wiem Harry, denerwujesz mnie. - Powiedziała, a ja się zaśmiałem. Po chwili stanęła na nogi i poszła do kuchni. Pilnowałem jej jak oka w głowie i nie mogłem pozwolić, by coś jej się stało.
Poszedłem więc za nią do tej kuchni i usiadłem na stołku. Była w trakcie robienia herbaty, gdy nagle zapiszczała. Spojrzałem się na nią i zobaczyłem, że ma mokre spodnie w kroczu.
Zacząłem się śmiać.
- Boże, nie mów mi, że się posikałaś! - Powiedziałem uśmiechnięty od ucha do ucha, a ta się na mnie spojrzała z mordem w oczach.
- Kurwa mać! Harry wody mi odeszły! Ja rodzę idioto! - Wykrzyczała zdenerwowana, a uśmiechnięta mina nadal ozdabiała moją twarz.
- Żartujesz! - Powiedziałem przekonany, a ona wyszła zdenerwowana z kuchni. No niby miał być dzisiaj poród, no ale i tak ciężko mi uwierzyć. Poszedłem na górę i zobaczyłem, że Diana pakuje różne rzeczy. Śpioszki, kocyki, pieluszki i jeszcze nie wiadomo co. Zacząłem pomału tracić humor. A co, jeśli ona nie żartuje? Co jeśli rzeczywiście będzie rodzić?
- Ty tak na serio Diana? - Zapytałem, a ona spojrzała się na mnie wściekła.
- Nie kurwa, żartuje sobie. - Powiedziała, a ja posadziłem, że nie żartuje, pomogłem jej wszystko dopakować, po czym zaprowadziłem ją do samochodu i pojechaliśmy.
Zacząłem się śmiać.
- Boże, nie mów mi, że się posikałaś! - Powiedziałem uśmiechnięty od ucha do ucha, a ta się na mnie spojrzała z mordem w oczach.
- Kurwa mać! Harry wody mi odeszły! Ja rodzę idioto! - Wykrzyczała zdenerwowana, a uśmiechnięta mina nadal ozdabiała moją twarz.
- Żartujesz! - Powiedziałem przekonany, a ona wyszła zdenerwowana z kuchni. No niby miał być dzisiaj poród, no ale i tak ciężko mi uwierzyć. Poszedłem na górę i zobaczyłem, że Diana pakuje różne rzeczy. Śpioszki, kocyki, pieluszki i jeszcze nie wiadomo co. Zacząłem pomału tracić humor. A co, jeśli ona nie żartuje? Co jeśli rzeczywiście będzie rodzić?
- Ty tak na serio Diana? - Zapytałem, a ona spojrzała się na mnie wściekła.
- Nie kurwa, żartuje sobie. - Powiedziała, a ja posadziłem, że nie żartuje, pomogłem jej wszystko dopakować, po czym zaprowadziłem ją do samochodu i pojechaliśmy.
-Harry, do cholery, jedź szybciej jeśli nie chcesz, żeby Twoje dziecko urodziło się w aucie! - Powiedziała, a ja nieznacznie przyspieszyłem. Nie mogłem przecież wariować w mieście, kiedy wiozę moją ciężarną dziewczynę do szpitala. Nie chce wypadku.
- Jadę tyle ile mogę Diana. Nic ci nie poradzę, że musimy jechać naokoło przez ten wypadek! - Powiedziałem lekko zdenerwowany. W ogóle nie ogarniałem, co się dzieje. Diana ciągle jęczała i wzdychała z bólu co było niepokojące. Bałem się o nią, bo nie wyglądała dobrze.
- Jadę tyle ile mogę Diana. Nic ci nie poradzę, że musimy jechać naokoło przez ten wypadek! - Powiedziałem lekko zdenerwowany. W ogóle nie ogarniałem, co się dzieje. Diana ciągle jęczała i wzdychała z bólu co było niepokojące. Bałem się o nią, bo nie wyglądała dobrze.
Po pięciu minutach dojechałem do szpitala i szybko wyskoczyłem z samochodu zabierając Dianę do środka. Bez pytania kogokolwiek od razy złapałem za wózek inwalidzki i ją na nim usadziłem. Podeszła do mnie pielęgniarka.
- Co się dzieje? - Zapytała, a ja spojrzałem się na nią w pośpiechu.
- Moja dziewczyna prawdopodobnie rodzi. Wody jej już odeszły. Proszę się nią zająć. - Powiedziałem, po czym oddałem Dianę w ręce pielęgniarki.
- Rozumiem. Jedziemy na porodówkę. - Powiedziała, po czym pojechały, a ja smętnie szedłem za nimi. Byłem strasznie zamyślony.
- Chce pan wejść razem ze swoją dziewczyną? - Zapytała mnie jakaś kobieta a ja spojrzałem się na nią. Okazało się, że to jakiś doktor.
- Umm... Nie, nie chce jej niepotrzebnie niczym denerwować. - Powiedziałem, a on się uśmiechnął.
- Dobrze, powiadomimy pana, gdy już będzie po wszystkim. - Powiedział, po czym poszedł na porodówkę. Ja natomiast wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do siostry, mamy, Gabriela, Camille i chłopaków. Jedynie do rodziców Diany nie dzwoniłem. Jakoś nie mogłem się przemóc.
- Co się dzieje? - Zapytała, a ja spojrzałem się na nią w pośpiechu.
- Moja dziewczyna prawdopodobnie rodzi. Wody jej już odeszły. Proszę się nią zająć. - Powiedziałem, po czym oddałem Dianę w ręce pielęgniarki.
- Rozumiem. Jedziemy na porodówkę. - Powiedziała, po czym pojechały, a ja smętnie szedłem za nimi. Byłem strasznie zamyślony.
- Chce pan wejść razem ze swoją dziewczyną? - Zapytała mnie jakaś kobieta a ja spojrzałem się na nią. Okazało się, że to jakiś doktor.
- Umm... Nie, nie chce jej niepotrzebnie niczym denerwować. - Powiedziałem, a on się uśmiechnął.
- Dobrze, powiadomimy pana, gdy już będzie po wszystkim. - Powiedział, po czym poszedł na porodówkę. Ja natomiast wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do siostry, mamy, Gabriela, Camille i chłopaków. Jedynie do rodziców Diany nie dzwoniłem. Jakoś nie mogłem się przemóc.
Do: Gemma, Mama, Gabriel, Camille, Niall, Zayn, Liam, Louis.
"Przyjedzcie do szpitala na Dwaller RD. Diana rodzi, nie chce być z tym sam".
Po paru minutach podostawałem informacje, że już są w drodze. Czekałem niespełna trzy minuty, gdy z ziemi wyrosła Camille, a zaraz po niej Gabriel. No tak, anioły i te sprawy.
- Co z nią? - Zapytała przejęta dziewczyna a, ja wzruszyłem ramionami.
- Zabrali ją na porodówkę. - Powiedziałem, a jej brat usiadł obok mnie. Gemma natomiast znikła by po chwili znów się przy nas pojawić.
- Mamy szczęście, że lekarz odbierający poród i parę pielęgniarek są aniołami. -Powiedziała, a ja pokiwałem głową. Byłem strasznie zamyślony. - Harry? Czy do ciebie w ogóle dotarło, że za niedługo będziesz trzymał Stylesa juniora na rękach? - Zapytała, a ja się na nią spojrzałem.
- Chyba nie. - Powiedziałem. Naprawdę nie dotarło do mnie to, że będę miał dziecko. To takie dziwne, a jednocześnie radosne. Nie wiedziałem jednak jak się zachować.
- Co z nią? - Zapytała przejęta dziewczyna a, ja wzruszyłem ramionami.
- Zabrali ją na porodówkę. - Powiedziałem, a jej brat usiadł obok mnie. Gemma natomiast znikła by po chwili znów się przy nas pojawić.
- Mamy szczęście, że lekarz odbierający poród i parę pielęgniarek są aniołami. -Powiedziała, a ja pokiwałem głową. Byłem strasznie zamyślony. - Harry? Czy do ciebie w ogóle dotarło, że za niedługo będziesz trzymał Stylesa juniora na rękach? - Zapytała, a ja się na nią spojrzałem.
- Chyba nie. - Powiedziałem. Naprawdę nie dotarło do mnie to, że będę miał dziecko. To takie dziwne, a jednocześnie radosne. Nie wiedziałem jednak jak się zachować.
Minuty leciały, a niedługo potem na oddziale pojawiła się moja mama i Gemma, ale co mnie bardziej zdziwiło? Że przyszedł także mój ojciec. Zmarszczyłem brwi. Nie widywaliśmy się zbyt często. Był to mój wybór, ponieważ nadal mu nie wybaczyłem tego, jak potraktował moją mamę parę ładnych lat temu. Po prostu nie chciałem mieć z nim do czynienia, a gdy jeszcze miałem pomyśleć, że będzie dziadkiem dla mojego dziecka to krew mnie zalewała.
- Cześć synu. - Powiedział, a ja spojrzałem się na niego niechętnie. O wiele lepiej żyło mi się z tym, że się z nim nie spotykałem. Eh, ale kiedyś musiało się to zmienić.
- Ojcze. - Kiwnąłem głową, a moja mama wkroczyła do akcji.
- Hej skarbie, co z nią? - Zapytała, a ja odpowiedziałem.
- Hej mamo, jest na porodówce. Nadal do mnie nie dochodzi, że to już. - PowiedziałEm, a ona się zaśmiała.
- Z twoim tatą też tak było. - Skwitowała, a ja zmarszczyłem brwi. Śmieje się gdy o nim mówi, a to znaczy, że jest pomiędzy nimi dobrze? Eh... Kobiety zmienne są. Gemmą skinęła mi głową i razem z Camille weszły na porodówkę. Nie wychodziły przez dłuższą chwilę, wiec dałem sobie spokój.
- Ojcze. - Kiwnąłem głową, a moja mama wkroczyła do akcji.
- Hej skarbie, co z nią? - Zapytała, a ja odpowiedziałem.
- Hej mamo, jest na porodówce. Nadal do mnie nie dochodzi, że to już. - PowiedziałEm, a ona się zaśmiała.
- Z twoim tatą też tak było. - Skwitowała, a ja zmarszczyłem brwi. Śmieje się gdy o nim mówi, a to znaczy, że jest pomiędzy nimi dobrze? Eh... Kobiety zmienne są. Gemmą skinęła mi głową i razem z Camille weszły na porodówkę. Nie wychodziły przez dłuższą chwilę, wiec dałem sobie spokój.
Po chwili przyjechali także chłopacy.
- Siema stary! - Rzucili chórem, a ja machnąłem im ręką.
- Ona serio rodzi? - Zapytał Niall, a ja kiwnąłem głową na tak. - Yay! Będę wujkiem! - Wykrzyczał na cały oddział, a inni ludzie spojrzeli się na niego z litością i oburzeniem.
- A ja ojcem! - Powiedziałem, a oni się wyszczerzyli.
- Nasz mały Harreh zostanie tatą! O Boże, nareszcie się doczekaliśmy tego dnia chłopcy! - Lou zagruchał, a ja się niemrawo uśmiechnąłem.
- Zachowujecie się jak dzieci. - Wtrąciła moja mama, a my się zaśmialiśmy. Popatrzałem się na ojca, który usiadł naprzeciwko mnie pod ścianą.
- Dlaczego tak w ogóle tu jesteś? - Wypaliłem, a on się na mnie spojrzał. Zbiłem go tym pytaniem z tropu, ale szybko się ogarnął.
- Chciałem poznać swoją przyszłą synową i wasze dziecko. Chłopczyk, czy dziewczynka? - Zapytał, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem. Woleliśmy mieć niespodziankę. - Powiedziałem, a potem żadne z nas się już nie odezwało. Patrzyłem się na ludzi, którzy tu pracowali, lub takich, którzy są chorzy lub przyszli do chorych. Wszyscy się przejmowali, albo cieszyli, więc dlaczego ja nie mogę?
- Siema stary! - Rzucili chórem, a ja machnąłem im ręką.
- Ona serio rodzi? - Zapytał Niall, a ja kiwnąłem głową na tak. - Yay! Będę wujkiem! - Wykrzyczał na cały oddział, a inni ludzie spojrzeli się na niego z litością i oburzeniem.
- A ja ojcem! - Powiedziałem, a oni się wyszczerzyli.
- Nasz mały Harreh zostanie tatą! O Boże, nareszcie się doczekaliśmy tego dnia chłopcy! - Lou zagruchał, a ja się niemrawo uśmiechnąłem.
- Zachowujecie się jak dzieci. - Wtrąciła moja mama, a my się zaśmialiśmy. Popatrzałem się na ojca, który usiadł naprzeciwko mnie pod ścianą.
- Dlaczego tak w ogóle tu jesteś? - Wypaliłem, a on się na mnie spojrzał. Zbiłem go tym pytaniem z tropu, ale szybko się ogarnął.
- Chciałem poznać swoją przyszłą synową i wasze dziecko. Chłopczyk, czy dziewczynka? - Zapytał, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem. Woleliśmy mieć niespodziankę. - Powiedziałem, a potem żadne z nas się już nie odezwało. Patrzyłem się na ludzi, którzy tu pracowali, lub takich, którzy są chorzy lub przyszli do chorych. Wszyscy się przejmowali, albo cieszyli, więc dlaczego ja nie mogę?
•••••••
Minęło sześć cholernych godzin, a ona jeszcze nie urodziła. No ja nie mogę...
- Ile można rodzic? - Zapytałem, a moja mama się na mnie spojrzała.
- Ty się tak nie bulwersuj. Ciebie rodziłam dziesięć. Zaparłeś się tymi nogami tak, że lekarz wraz z trzema pielęgniarkami musieli cię wyciągać! - Zaśmiała się, a ja razem z nią. Po chwili z sali wyszedł lekarz z uśmiechem. Po jego twarzy zobaczyłem, że jest zmęczony. Czy to już koniec?
- Ile można rodzic? - Zapytałem, a moja mama się na mnie spojrzała.
- Ty się tak nie bulwersuj. Ciebie rodziłam dziesięć. Zaparłeś się tymi nogami tak, że lekarz wraz z trzema pielęgniarkami musieli cię wyciągać! - Zaśmiała się, a ja razem z nią. Po chwili z sali wyszedł lekarz z uśmiechem. Po jego twarzy zobaczyłem, że jest zmęczony. Czy to już koniec?
- Gratuluję panu. Ma pan ślicznego i co najważniejsze zdrowego jak ryba synka. - Powiedział, a mnie zatkało. Syn? O cholera. Od razu w głowie pojawiły mi się myśli, jak będę go zabierał na boisko by pograć w piłkę, czy jak razem będziemy się wściekać nad PS4. Uśmiechnąłem się szeroko, a wszyscy zaczęli się cieszyć jak nienormalni. O matko, chyba do mnie dotarło.
- Mogę do niej wejść? - Zapytałem, a on się uśmiechnął.
- Oczywiście. Za chwilę zostanie przewieziona do swojej osobistej sali. A tak między nami... - Podszedł do mnie i nachylił się. - Pana syn to aniołek. - Powiedział, a ja się ucieszyłem. Pokiwałem głową, a lekarz zostawił nas, idąc dalej pracować.
Po chwili zobaczyłem, jak drzwi się otwierają, a pielęgniarki wyjeżdżają z łóżkiem, na którym leżała Diana. Od razu poderwałem się z miejsca, ale zobaczyłem, że ma zamknięte oczy. Przestraszyłem się. Czy nie powinna mieć otwartych?
- Może mi pani powiedzieć, dlaczego ona ma zamknięte oczy? Stało się coś w czasie porodu? - Zapytałem, a ona się na mnie spojrzała.
- Proszę się nie denerwować. Sześć godzin porodu jest naprawdę wyczerpujące. Pana dziewczyna tylko śpi. - Powiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą. Myśl, że coś mogło pójść nie tak mnie przerażała. Nie mógłbym bez niej żyć. Całą grupą poszliśmy za pielęgniarkami do sali, po czym reszta została na korytarzu, a ja wszedłem do środka.
Od razu zauważyłem moje słoneczko, które spało jak zabite. Uśmiechnąłem się lekko i usiadłem obok jej łóżka. Złapałem jej dłoń i ucałowałem jej zewnętrzną stronę.
- Jestem z ciebie taki dumny skarbie... - Powiedziałem, a dziewczyna uśmiechnęła się przez sen. - Mamy synka! Nawet nie wiesz jak się cieszę. - Powiedziałem uradowany, a ona znów się lekko uśmiechnęła. Po chwili usłyszałem jak drzwi od sali się otwierają, a przez nie wchodzi pielęgniarka. Trzymała na rękach jakieś zawiniątko, a dopiero po chwili zaczaiłem, że to mój synek. Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Oto pana synek. Diana dala mu na imię Mike. Zdrowy jak ryba i do tego śliczny jak aniołek, którym oczywiście jest. Chciałam się zapytać... Wie pan o nas? - Zapytała, a ja zmarszczyłem brwi. Chodziło jej o anielskość?
- Jeśli chodzi o bycie aniołem to tak. Cała rodzina oprócz mojego ojca wie. To ten starszy facet na korytarzu. Proszę mu nic szczególnego o moim dziecku nie mówić. - Poprosiłem, a ona pokiwała zdziwiona głową.
- Dobrze. Chcę go pan na ręce? - Zapytała, a ja spojrzałem się na maleństwo.
- A nie zrobię mu krzywdy? Boję się, że zrobię coś nie tak... - Speszyłem się, a kobieta cicho zachichotała.
- Powiem co i jak. - Powiedziała, po czym podała mi synka na ręce i powiedziała mi jak go trzymać. Przypomniało mi się, jak Diana któregoś dnia zainicjowała moją naukę o dziecku. Mówiła wszystko dokładnie i prosto, ale ja się nie umiałem skupić, bo w czerwonej sukience wyglądała za dobrze. Szliśmy wtedy na urodziny mojej mamy. Po chwili kobieta wyszła, a ja spojrzałem się na synka, który patrzał się na mnie wielkimi oczyma. Zacząłem go bawić i chodzić z nim po całej sali. Mały się uśmiechał i machał rączkami. Podszedłem z nim do Diany, która dalej spała.
- Patrz, to mama. Prawda, że piękna? - Zapytałem, a mały się zaśmiał. - Najpiękniejsza na świecie. Lepszej nie będzie. - Powiedziałem i znów zacząłem chodzić z małym. W tym samym momencie do sali wpadła cała nasza rodzinka i przyjaciele. Moja mama, Gemma i Camille od razu podbiegły i zaczęły bawić się z małym. Westchnąłem i uśmiechnąłem się do chłopaków.
- No Harry, czuje nieprzespane noce. - Zaśmiał się mój ojciec, a ja się na niego spojrzałem. Nie chciałem robić problemu, dlatego zaszczyciłem go małym uśmiechem. Louis podszedł do Diany.
- No dalej śpiąca królewno, dzidzia czeka na cycka. - Powiedział, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Masz szczęście, że cię lubię Tomlinson, bo gdyby było inaczej to zabiłabym za te suche żarty. - Usłyszałem Dianę, po czym odwróciłem się do niej przodem. Uśmiechała się do mnie lekko, co odwzajemniłem. - Gdzie jest Mike? - Spanikowała, a moja mama się do niej odwróciła. Gdy Diana zobaczyła małego to była w szoku. Oczywiście jak najbardziej pozytywnym.
- Jest jeszcze piękniejszy niż Harry dwadzieścia jeden lat temu. - Usłyszałem własną matkę i spojrzałem się na nią w szoku. Wszyscy się zaczęli śmiać. Nagle Diana spojrzała się na mojego ojca. Zmarszczyła brwi, po czym złączyła ręce.
- Dzień dobry. Powinnam pana znać? - Zapytała, a ja westchnąłem.
- Diano, to mój ojciec Des Styles. Ojcze, to moja dziewczyna Diana Farris. - Powiedziałem, a ona wydała się naprawdę bardzo zdziwiona.
- Miło mi pana poznać. - Kiwnęła głową, po czym się lekko uśmiechnęła. Albo mi się wydawało, albo nie czuła się komfortowo. Zignorowała mojego ojca i spojrzała się na Anne, która do niej podeszła i podała Dianie Mike'a.
Patrzyli na siebie jak zaczarowani. Mały miał lekko kręcone blond włosy, i w ogóle był w większym stopniu kopią Diany. Ale po mnie będzie mieć charakter, wiem to.
- Nareszcie razem skarbie... - Wyszeptała i położyła sobie rączki małego na swoich policzkach.Uśmiechnąłem się na ten widok. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiam sobie moje szczęście. Co by się stało, gdyby Diana wtedy nie przyszła do tego parku? Co by było gdybyśmy się nie poznali? Czy naprawdę przeoczyłbym swoją szansę na taki widok? Na takie szczęście? Prawdopodobnie tak. Chociaż ona i tak by mnie znalazła. Nieważne czy byłbym w Londynie, na biegunie, czy safari. Zawsze by mnie znalazła. Poprosiłem by reszta poszła już do domu, bo widziałem, że zmęczeni byli. Zaraz po tym jak wyszli, usiadłem obok Diany i przyglądałem się jej i maluszkowi. Dziewczyna spojrzała się na mnie, po czym się szeroko uśmiechnęła.
- Dałam mu na imię Mike. - Powiedziała, a ja kiwnąłem głową.
- Na drugie niech ma Adrian. - Powiedziałem, a ona się zgodziła. - Nawet nie wiesz jak się cieszę. - Powiedziałem, a ona przytuliła do siebie małego.
- Wiem Harry. Słyszałam cię jak spałam. - Powiedziała, a ja się zaśmiałem.
- Jak przebiegł poród? - Zapytałem.
- Bałam się jak cholera. Miałam silne skurcze brzucha, przez co ryczałam tam jak bóbr. A gdy lekarz powiedział, że mam pełne rozwarcie to byłam przerażona. Zapytałam się go jakie rozwarcie, a on mi: "Rozwarcie na dziesięć centymetrów". Umarłam tam prawie z przerażenia. - Powiedziała, a na się zaśmiałem. Spojrzała się na mnie zła, po czym również lekko zachichotała.
- Ty się ciesz, że nie jesteś kobietą. - Powiedziała, a ja się ponownie zaśmiałem. Mój synek mi zawtórował, a Diana westchnęła rozbawiona.
- Z kim ja żyję...
Dwie godziny później po nakarmieniu Mike'a, Diana ponownie poszła spać z małym przy jej boku. Postanowiłem iść na łóżko obok, bo nie uśmiechało mi się spanie na krzesełku. Położyłem się i spojrzałem się na moje dwa największe skarby. Jestem zajebiście szczęśliwy. Z tą myślą zasnąłem.
•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•■•
HAHAHA XD
HEJKA KOCHANE!
JEZU JAK JA SIĘ MĘCZYŁAM Z TYM ROZDZIAŁEM! OMG
IDK CZY NIE JEST KRÓTKI, ALE MUSICIE TO PRZEBOLEĆ. :D
ZASTANAWIAM SIĘ, CZY NADAL PROWADZIĆ ANGELIC NA BLOGGERZE. W SUMIE JEST TO TEŻ NA WATTPADZIE.
A TAK W OGÓLE TO MAMY MAŁEGO MIKE'A!!! KTÓRA SIĘ CIESZY? :D
WIDZIMY SIĘ W NASTĘPNYM, KTÓRY PRAWDOPODOBNIE BĘDZIE ZA MIESIĄC :( :*
KC WAS <3
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCudownie, że Mike jest już na świecie :)
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Awww jaki cuuuudowny *____* tak jest już maluszek jak ja się cieszę tak się wciągnęła w to że czułam się jakbym tam stała z nimi mmm brakowało mi tego rozdziału :* dziękuję skarbie i kocham Cię za to <333. Czekam na kolejny cudowny rozdziałek :) @nxd69
OdpowiedzUsuń