Muzyka

5.06.2015

Chapter 4

*Diana's POV*


Od naszej kłótni minęło sporo czasu, a dokładnie okrągłe trzy miesiące. Mój brzuszek jest już zauważalny, z czego Harry jest bardzo dumny. Ja również się cieszę. I to nawet bardzo. Ta kruszynka robi się coraz większa, a ja jestem najszczęśliwszą mamą na świecie.
Harry'ego właśnie nie było, więc leżałam sama w łóżku. Podobno poszedł szukać pracy i tutaj go zacytuję: "Kochanie, ja wiem, że mamy pieniądze i wszystko, ale chcę się poczuć za coś odpowiedzialny, a praca jest najlepszą rzeczą". Tak więc musiałam się zgodzić. Ale i tak mam dzisiaj plany. Muszę znaleźć większy dom. Harry nic nie wie, ale to nam nawet wyjdzie na rękę. Dziecko przyjdzie na świat za pół roku, a ja muszę o nim pomyśleć. Ten dom jest za mały. Nie mamy dla niego pokoju, a geniusz Harry jeszcze na to nie wpadł. Chciałabym, żeby miało pokój ze nami, ale później loczek będzie grymasił, że mu dziecko spać po nocach nie daje. Najwyżej będzie okupował kanapę. A co tam.





Byłam w trakcie przeglądania fajnych domków jednorodzinnych, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam się z łóżka, a ktoś znów zadzwonił. Otworzyłam drzwi, a przed nimi stał chłopak, a raczej mężczyzna, z kruczoczarnymi włosami. Wyczułam od niego to zimno i pomodliłam się za siebie.
- Słucham... - Powiedziałam, a on się uśmiechnął. Był mi całkowicie obcy.
- To ty... Tak dawno cię nie widziałem. Co u ciebie? - Uśmiechnął się szeroko, a ja zmarszczyłam brwi. Przecież to jest Upadły! Ja myślałam, że wszystkich wybiliśmy! - Źle myślałaś skarbie. - No fajnie! Czytaj mi w myślach dalej! - Uwierz, że będę.
- Możesz przestać?! I kim ty do cholery jasnej jesteś? Nie znam cię i proszę, byś sobie poszedł. - Powiedziałam i już miałam zamknąć drzwi, kiedy jego noga mi przeszkodziła. No co za palant! Otworzył sobie drzwi, po czym wszedł do mieszkania, a ja się instynktownie cofnęłam. Nie dam zabić swojego dziecka, ani siebie.
- Skoro już u ciebie jestem, to może porozmawiamy, jak za starych dobrych czasów. Może mnie nie poznajesz, ale ja cię bardzo dobrze pamiętam. - On był jakimś wariatem... Skąd on mnie do cholery zna?
- Zapytam się o to raz. Kim jesteś i skąd mnie znasz?! - Spytałam, ale cofnęłam się o kilka kroków, aż nie wpadłam na oparcie kanapy. Świetnie!
- Cóż. Na pierwsze pytanie jeszcze ci nie mogę odpowiedzieć, bo domyślisz się sama, ale odpowiem na drugie. Kiedyś przez przypadek na mnie wpadłaś. Nic wielkiego, ale później się nawet zakolegowaliśmy. Byłem u ciebie wiele razy, ale na nic były moje starania, o taką księżniczkę, jaką jesteś ty. Niestety cię straciłem. Widziałem, jak płakałaś, a potem dokończyłaś to, co zaczęłaś. Nie winię cię. Nawet się z tego cieszę. - Co? O czym on gada? - Dobrze wiesz, o czym.
- Nie, nie wiem! Przestań mi czytać w myślach, bo nie poprawisz tym swojej sytuacji! Nic do mnie nie dotarło z tego, co powiedziałeś. Jeśli teraz nie wyjdziesz, to będę musiała się ciebie pozbyć, a tego nie chcę robić... - Powiedziałam, choć nie byłam tego pewna. To był dla mnie duży stres i nerwy. Nawet nie zauważyłam, że się źle poczułam. Dotknęłam swojego brzucha, a następnie zajęczałam. Od razu się przy mnie pojawił. Podniósł mnie i zaniósł na sofę. Zaraz później pojawił się ze szklanką wody w ręce, którą mi podał. Przestań się denerwować, przestań się denerwować...
- Co ci jest? - Spytał, a ja się na niego spojrzałam. Co mu się będę żalić? Nie kojarzę faceta.
- Nie zamierzam ci mówić. Nie znam cię. - Powiedziałam, a on przewrócił oczami.
- Znasz mnie. Pomyśl. Kiedy ostatnio kogoś straciłaś? - Zapytał, a ja pomyślałam. Ostatnią osobą był Nithael...
- Ta osoba była moim przyjacielem. Zależało mu na mnie, a ja go traktowałam najgorzej, jak tylko potrafiłam. Ciągle się obwiniam za to, że wtedy się za mnie wstawił. - Po policzku spłynęła mi jedna łza, a później kolejne. Od razu nieznajomy otarł mi policzki. Kontynuowałam dalej. - Gdyby wtedy się nie pojawił, to by żył, a mnie by nie było. Nadal go widzę przed moimi oczami. Jak umiera na moich oczach... - Powiedziałam, a po chwili już całkowicie się rozpłakałam. Ból się nasilił, a ja starałam się go nie okazywać, choć było trudno.
- Co cię boli? Co ci jest?! - Spytał spanikowany, a ja już nie mogłam czekać.
- Brzuch mnie boli. Zawieź mnie do szpitala.
- Może weź tabletkę, co? Zwykle przechodzi! - Panikował bardziej niż ja. To zwykłe skurcze, Boże!
- Jestem w ciąży i jeśli nie zabierzesz mnie natychmiast do szpitala, to mi nie przejdzie! - Wykrzyczałam, a on pobladł.
- Boże, dobrze. - Wziął mnie na ręce, a następnie wyszedł ze mną z domu, uprzednio go zamykając. Zobaczyliśmy, że nikogo nie było na widoku, więc nieznajomy rozłożył skrzydła, a następnie w niesamowitym tempie skierował się do szpitala. Wylądował tak, by nie zwracać na siebie uwagi, schował skrzydła, a następnie poszedł do recepcji. Wszystko się działo tak szybko...
- Dasz sobie radę, nie mdlej Diana. - Powiedział, a ja się na niego spojrzałam.
- Kim jesteś... - Spytałam już na wpół przytomna, bo ból był niemożliwy.
- To ja. - Powiedział, a ja zamknęłam oczy. Już prawie zemdlałam, gdy jeszcze go usłyszałam. - Nithael...

***

Obudziłam się w jakiejś białej sali. Czyli jestem w szpitalu... No dobrze, ale kto mnie tu przyniósł? Spojrzałam się lekko w prawo i zobaczyłam Harry'ego, który rozmawiał z lekarzem. Nic nie powiedziałam, tylko obróciłam głowę w lewo, a mi przyglądał się ten facet. Czekaj... On mi coś powiedział. Mówił, że ma jakoś na imię, ale nie pamiętam całego. Jedynie to, że zaczyna się na literkę 'N'. Spojrzał się na mnie i się szeroko uśmiechnął. 
- Już jesteś z nami. Tak się martwiłem... - Pocałował moją rękę, a ja się ciągle na niego patrzałam. 
- Co z dzieckiem? Żyje?! - Spytałam, a on kiwnął głową na tak. Wypuściłam powietrze, które jakimś cudem nieświadomie trzymałam. Dotknęłam swojego brzucha, a on się uśmiechnął.
- Zazdroszczę Harry'emu. Chciałbym być na jego miejscu. Tyle bym dał... - Mówił patrząc się ślepo w ścianę, ale zaraz oprzytomniał. Ten facet jest dziwny, ale spokojnie. Jesteś mu wdzięczna, za to, że uratował twoje dziecko. 
- Kiedyś przyjdzie ta chwila, kiedy będziesz miał własne. Pamiętaj, by się nie spieszyć. - Powiedziałam, a on lekko pokiwał głową. Wiedziałam, że nie był pewny swojej przyszłości, ale powinien. Po chwili do sali wszedł Harry z lekarzem. Oboje byli mile zaskoczeni, że się obudziłam. 
- Cześć skarbie... Jak się czujesz? - Zapytał mnie Harry, a się uśmiechnęłam.
- Hej Hazz. Dobrze, choć trochę słabo. - Powiedziałam, a on złożył na moim czole całusa.
- To dobrze. Tak się martwiłem, że prawie się zabiłem, gdy do ciebie jechałem z pracy... - Westchnął, a ja byłam zagubiona. Co? Dlaczego niby? To zwykłe skurcze!
- Ale nic ci nie jest, tak? - Zapytałam, a on się uśmiechnął. 
- Nic mi nie jest słońce. - Powiedział, a ja zwróciłam uwagę na lekarza, który od dłuższej chwili stał i czekał, aż skończymy rozmawiać. Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja to odwzajemniłam.
- A więc tak. Pani ciąża jest już bezpieczna. Na szczęście te skurcze nie były takie silne, jak się wydawało, ale naprawdę, proszę na siebie uważać. Powinna pani być w jak najlepszym humorze, bo jeśli będzie inaczej, może pani stracić to dziecko. - Powiedział, a ja się poczułam winna. Rzeczywiście nie chcę stracić tego skarba. Nie przeżyłabym tego. - Który to miesiąc ciąży? 
- Czwarty. - Powiedziałam, a on zapisał to na kartce.
- Zna już pani płeć dziecka? - Po tym pytaniu spojrzałam się na Harry'ego, a następnie na lekarza.
- Nie wiem. Chcę, aby to była niespodzianka. - Lekarz tylko kiwnął głową, a następnie zapisał wszystkie potrzebne informacje.
- Dobrze. Pani stan jest stabilny, więc myślę, że może pani już wyjść ze szpitala, a odpocząć do końca w domu. Po wypis proszę pójść do recepcji. Życzę miłego dnia. - Uśmiechnął się lekko i wyszedł z sali. Znów odetchnęłam, a Harry i Pan N milczeli. Czemu Harry go nie wypytuje? Nie widzi go, czy co?
- To... Idziemy? Bo szczerze nie chcę tutaj dalej być. - Powiedziałam, a oni się zgodzili. Harry pomógł mi się ubrać w ciuchy, które mi przywiózł, a następnie w trójkę wyszliśmy do recepcji. Odebrałam papierek, a następnie wyszliśmy ze szpitala.
~ "Ja już będę leciał. Nie zabieram wam czasu. W swoim telefonie masz zapisany mój numer. Domyślisz się, że o mnie chodzi. Zobaczymy się wtedy, kiedy ty będziesz tego chciała." - Usłyszałam w głowie głos Pana N i się zgodziłam.
~ "Niech ci będzie. Jak będę gotowa, to się z tobą skontaktuję." - Powiedziałam, a on po moich słowach zniknął. Bez żadnego "pa", czy "do zobaczenia". Ale w sumie to było nie potrzebne.
Harry otworzył przede mną drzwi auta, a ja do niego weszłam. No tak. Nie wiem, czy mówiłam, ale Harry kupił auto. A dokładnie Range Rovera. Nastawił się na rodzinę, więc powiedział, że samochód też musi być. Jest szalony, ale i tak kochany. Kiedy jednak pokazał mi cenę tego samochodu, to prawie padłam na zawał. Nadal jestem na niego zła, że go kupił bez mojej wiedzy, ale ja przecież kupuję dom. Super są takie rodzinne tajemnice.
- A ty nadal jesteś zła za ten samochód? - Spytał z uśmiechem, a ja się na niego wymownie spojrzałam.
- Nie przeginaj pały! Wiesz, że jestem. Jakby nie dało się kupić tańszego. - Wyrzuciłam ręce w powietrze, a on się zaczął chichrać.
- Ale musisz przyznać, że jak mamy wysiadać, to tego seksownego tyłeczka ci się nie chce ruszyć. - Powiedział, a ja mu pokazałam środkowy palec. Harry jedynie się na to roześmiał. Zapięliśmy pasy, a następnie ruszyliśmy sprzed szpitala.
- Ile spałam? - Spytałam.
- Z dwie godziny. Nie dłużej. Twoi rodzice nic nie wiedzą, ale znając życie za chwilę będą nas bombardować telefonami. - I jak na zawołanie zadzwonił telefon. Harry wróżka! Odebrałam i dałam na głośnik.
- Harry? Czy z Dianą wszystko w porządku? - Usłyszałam swoją mamę, a on wciął mi się w słowo. Zabiję...
- Tak. Jest ze mną w samochodzie, więc możecie porozmawiać. - Powiedział, a ja musiałam wymyślić jakieś kłamstwo.
- Hej mamo. Już wszystko dobrze. To było tylko zasłabnięcie. - Powiedziałam, a Harry dał mi wymowne spojrzenie. No tak. Ciekawa jestem, jak długo jeszcze będę ich okłamywać. Zgadliście. Oni nie wiedzą o ciąży i ma tak zostać do ostatecznego momentu.
- Wejdę dzisiaj do was. Tak na wszelki wypadek sprawdzić, czy rzeczywiście wszystko jest w porządku. - Powiedziała, a ja spojrzałam się na Harry'ego w panice. Powiedziałam bezgłośnie 'Ratuj!', a on kiwnął głową.
- Niech się pani nie fatyguje. Rozumiem, że jest pani zmartwiona, ale zapewniam, że jest wszystko, w jak najlepszym porządku. Zaopiekuję się moim skarbem najlepiej, jak będę umiał. - Powiedział Harry, a ja wiedziałam, jak moja matka reaguje. 'Jaki on słodki!', 'Lepszego chłopaka, nie mogłaś znaleźć córciu!', 'Jaki on opiekuńczy!'... Itd. Itp.
- Kochanie nie mów mi pani! Mów mi po imieniu, a będę zadowolona. No cóż. Jeśli rzeczywiście nie muszę przychodzić, to pozostawiam ją w twoich rękach. - Powiedziała, a ja uniosłam brwi. Jakbym ja miała tak ją prosić, to by się nie wycofała! Mam szczęście, że moim chłopakiem jest taki bajerant.
- Cieszę się. - Powiedział.
- W takim razie buziaczki skarby, a ty Diana się kuruj! - Powiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Jasne mamo. To pa. - Powiedziałam, a kobieta się z nami pożegnała, po czym zakończyła połączenie. Odetchnęłam głęboko, a Harry się uśmiechnął.
- Upiekło ci się. Ale wiesz, że długo tego w tajemnicy nie utrzymamy. Kiedyś trzeba będzie powiedzieć prawdę. - Powiedział, a ja mruknęłam, że rozumiem. 
- Nie rozmawiamy już o tym, dobrze Hazz? - Ten jedynie przystanął na moją propozycję. Po dziesięciu minutach jechania w ciszy, która nie była niezręczna, dojechaliśmy do domu. Wysiedliśmy oboje z samochodu, a następnie weszliśmy do mieszkania. Nadal czułam się słabo, ale już mniej. Poszłam usiąść na sofę, a Harry poszedł w moje ślady.
- Jest ci zimno? Może jesteś głodna? - Zapytał, a ja się leniwie uśmiechnęłam.
- Zimno nie, ale nie wystarczająco ciepło, a głodna to ja zawsze jestem. Zamówisz chińskie żarcie? Proszę, proszę, proszę! - Ten się jedynie roześmiał, a ja spojrzałam się na niego z mordem w oczach.
- Chińskie żarcie... - Nadal się śmiał, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać z niego. Po chwili się uspokoił, ale wciąż miał uśmiech na twarzy. - Dobrze. Zamówię tą chińszczyznę, ale pamiętaj, co było wcześniej. Jak po niej zwymiotujesz, to sprzątasz! - Powiedział, a ja się wyszczerzyłam.
- Nie! Od tego jest Kaziu. - Powiedziałam, a on się na mnie dziwnie spojrzał.
- Może jaśniej? - Zapytał, a ja się szerzej uśmiechnęłam, chociaż wiedziałam, że chyba bardziej już nie mogę.
- No Kaziu... Przychodzi tu zawsze, gdy coś się stanie. Pomaga i w ogóle. - Powiedziałam, a on zrobił minę, jakbym mu chciała powiedzieć o zdradzie.
- Jeszcze jaśniej...
- O ciebie chodzi durnoto! Wiesz, że cię kocham, ale jesteś cholernie zazdrosny. Ja bym cię nie potrafiła zdradzić misiu. - Zrobiłam minę niewiniątka, a on zmrużył oczy.
- A tylko byś spróbowała... - Powiedział, gdy wybierał numer telefonu, a ja musiałam go udobruchać. Dla dobra mnie i tej chińszczyzny. Wstałam z sofy, a następnie podeszłam do niego, a że stał tyłem, to było lepiej. Zaczęłam delikatnie kreślić wzory na jego ramionach. Po chwili obróciłam go do siebie przodem i zaczęłam powoli rozpinać jego koszulę, pod którą nie miał nic. Widziałam, jak cień uśmiechu widnieje na jego ustach, więc nie przerywałam. Rozpięłam do końca jego koszulę, a następnie rzuciłam ją na kredens. Zaczęłam obcałowywać jego gołą klatkę piersiową, a on dodzwonił się wreszcie do faceta. Zaczął zamawiać, ale skutecznie mu to utrudniałam. Trochę zabawy nam się przyda. Dotknęłam rękoma jego paska od spodni, a następnie go rozpięłam. Był tutaj niepotrzebny. Harry zrobił wielkie oczy, a ja się przebiegle uśmiechnęłam. Następnie zainteresowałam się guzikiem i rozporkiem. Miałam niezły ubaw, kiedy Harry przez to wszystko się jąkał. Po prostu mega zabawa. Rozpięłam guzik, a następnie bardzo powoli rozpięłam rozporek, patrząc się mu prosto w oczy. Widziałam, że się podniecił. Niewyżyty seksualnie Harry jest warty tego zachodu. Zsunęłam z niego delikatnie jeansy, a on przełknął ślinę. Nie umiał facetowi spójnie odpowiadać. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymywałam. Przecież nie muszę być grzecznym aniołkiem. Zahaczyłam palcem o gumkę od jego bokserek, a od gwałtownie nabrał powietrza. Właśnie powiedział facetowi naszą ulicę. Wiedziałam, że muszę uciekać. Szybko się odwróciłam, a następnie biegiem udałam się do łazienki. W połowie drogi usłyszałam, że Harry skończył, rozmawiać, a teraz po mnie idzie. Zaczęłam się śmiać, a następnie wbiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi od środka dosłownie przed nosem Harry'ego. Oparłam się o ścianę i się podśmiewałam z mojego chłopaka. Biedny musi teraz zwalczyć erekcję. To jest zbyt piękne.
Czekałam jakieś dziesięć lub dwadzieścia minut, po czym zaczęłam słuchać. Nie miałam ochoty przesiedzieć wieczności w łazience, dlatego przekręciłam zamek, a następnie lekko uchyliłam drzwi. Po chwili nie miałam wpływu na to, co się dzieje, bo drzwi otworzyły się szerzej, a do łazienki wparował zdesperowany Harry. Z wielkim uśmiechem się cofnęłam do końca pomieszczenia i przeklęłam samą siebie, kiedy dotknęłam ściany. Harry szedł do mnie z tajemniczym uśmiechem, który raczej nie wróżył nic dobrego. Kiedy już się przy mnie znalazł, nie tracił na czasie, tylko od razu wpił się w moje usta. Swoje ręce umieścił na moich pośladkach, po czym je ścisnął. Jęknęłam mu w usta, a on się uśmiechnął. Po chwili złapał moją bluzkę w serek i ją zdjął. Westchnęłam, a on zaczął obdarowywać pocałunkami mój dekolt. Nie powiem, że mi się nie podobało, bo było bardzo przyjemnie. Zahaczył palcami o moje legginsy, a następnie uśmiechnął mi się z wyższością w twarz. Nie przeszkadzało mi to, co kombinuje. Chciałam go jedynie poczuć przy sobie i się udało. Lekko zdjął moje spodnie. Wiedziałam, że mnie torturuje, ale nie zamierzam mu przeszkadzać. Całował delikatnie moją szyję, a ja ciężko oddychałam. Nie wiem, jak to zrobił, ale narobił mi ochoty. Jest szalony, ale go za to kocham. W jednym momencie się odsunął, a ja popatrzałam na niego zdezorientowana. Co jest?!
- Jeden do jednego kotku. - Powiedział, a następnie wyszedł z łazienki. Z jego słowami przypomniał mi się Nithael. Nadal za tobą tęsknię... 


*Przeczytałaś? >>> Skomentuj!!! :)*

~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~

Hejka! :***

No więc mamy kolejny rozdział! 
Kto się cieszy? ^-^
W każdym razie!

Jak zareagowałyście na powrót Nithael'a???!!! 
Pragnę wiedzieć :)

Dobra! Widzimy się w 5 rozdziale. :)
Do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. NITHAEL! :OOO
    Już się bałam, że Dianie i dziecku coś się stanie :O Ale na szczęście na razie wszystko jest w porządku ^^
    A końcówka genialna xD

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej;) Wpadłam do Ciebie po komentarzu u ThingsInsideOfMe i postanowiłam przeczytać rozdział. Zacznę do tego, że jedno zdanie mnie mega... zdziwiło?
    "- Zna już pani płeć dziecka?
    - Nie wiem." - serio? nie wie? Jak można nie wiedzieć, czy się zna płeć swojego dziecka;D Albo zna albo nie zna, a nie 'nie wiem' :D

    Spodobało mi się;) Widać, że masz pomysł na to opowiadanie i dużo akcji jeszcze przed nami. Na początku myślałam, że ten mężczyzna chce ją zaatakować, ale gdy okazało się, że to 'Pan N' to byłam nieźle zdziwiona... No i zajął się nią tak troskliwie... Ciekawa jestem co będzie dalej i kiedy wreszcie Diana skojarzy z kim miała do czynienia;)
    Pozdrawiam! ;*

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie;)
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale cuuuuuudownie *-* uwielbiam taka relacje pomiedzy nimi aww sa tacy slodcy noo❤ ❤ ciekawe kiedy sie domysli ze Nithael wrocil haha bo ja takie na poczatku nie to nie bedzie on ale pozniej tak to on *-* czekam skarbie na kolejny,ily:* @nxd69

    OdpowiedzUsuń